Gorsze światy. Migawki z Europy Środkowo-Wschodniej Wojciech Śmieja 6,4
ocenił(a) na 56 lata temu Mam problem z oceną „Gorszych światów” – w teorii tematyka reportaży wydawała mi się bardzo „moja” i chociaż geograficznie to niekoniecznie miejsca, które mnie interesują (Bałkany, z małymi wyjątkami, jeden jedyny rozdzialik o Rosji i akurat niespecjalnie zajmujący),to jednak mnóstwo tu kwestii tożsamościowych, przynależności i grup mniejszościowych (narodowo i etnicznie). Dużo ciekawych widokówek z miejsc, o których nie mam pojęcia, dowiedziałam się więc masy nowych rzeczy, sporo ułożyło mi się w głowie, a część faktów dopiero połączyłam po lekturze i też jestem zadowolona, że po książkę sięgnęłam.
Czytając i już po skończeniu zastanawiałam się, czemu mimo wszystko książka nie zrobiła na mnie większego wrażenia. Może oczekiwałam większych wzruszeń czytając o „odchodzących światach”? A może materiały trochę zlały mi się w jedno, chwilami czuć było, że były pisane jako osobne teksty do różnych gazet. Nie chodzi mi o powtarzanie się informacji, ale mimo sąsiedztwa geograficznego chwilami miałam wrażenie, że nawet z mocno zarysowanym motywem przewodnim książka jako całość nie miała płynności. Głowiłam się, co mi nie pasuje i wreszcie doszłam do wniosku, że o dziwo chodzi o motyw przewodni właśnie – fakt, że książka ułożona jest geograficznie i mimo wszystko skupia się na fizycznym zanikaniu grup etnicznych, wsi, miasteczek, ośrodków. Gdyby lekko przesunąć środek ciężkości i skupić się na tożsamości bohaterów reportaży, wyszłaby książka może cieńsza (bez bólu można byłoby usunąć kilka tekstów, naprawdę),bardziej skondensowana i w moim odczuciu lepsza. Te fragmenty właśnie były zdecydowanie najciekawsze, poruszające i dające do myślenia. Znikające geograficznie wsie i miasteczka – były, są i będą na mapie świata i chyba nie do końca potrafię się wzruszyć tym, że młodych ciągnie do miasta, edukacji i możliwości. Za to walka o utrzymanie tradycji, poczucia przynależności do grupy mającej już tylko dajmy na to setkę reprezentantów – zdecydowanie tak.
Dodatkowo kolejny raz stwierdzam, że lubię reportaż klasyczny, oddający głos swoim bohaterom, podający dodatkowe dane, odnoszący się do istniejącej literatury. Osoba autora jako bohatera absolutnie mi nie przeszkadza, chyba że teksty zaczynają dotyczyć tylko jego bądź jej –w „Gorszych światach” tego nie było. Nie lubię natomiast reportaży fabularyzujących wydarzenia, jak tu historia o kobiecie, która wytarła z religijnego obrazu cudowną łzę. Owszem, widzę potencjał i nawet się wzruszyłam, bo historia kobiety to taki typowy wyciskacz łez, który mnie zawsze wbrew mojej woli poruszy, ale na tle innych tekstów ten jest słaby, dość topornie grający na emocjach i niepotrzebny. O wiele lepiej wychodzi to, gdyby mieszkańcy odwiedzanych przez autora miejsc sami się wypowiadają i czasem z prostych słów wynika przekaz sto razy mocniejszy.